Któż z nas nie ucieka czasami do wspomnień. Dawne czasy, dawni przyjaciele, pierwsze miłości. Powrót do tych pięknych, beztroskich chwil, każdemu sprawią radość, może sprawią, że w oku zakręci się łza.
Ja również lubię i bardzo często wracam wspomnieniami do dawnych już (przynajmniej dla mnie) czasów. Czasów, kiedy o telefonie komórkowym nikt jeszcze nie marzył, gdzie komputer posiadały dwie osoby w trzydziestoosobowej klasie. Czasów, kiedy aby się spotkać z przyjaciółmi nie trzeba było organizować wydarzenia na Facebooku, a do dobrej zabawy wystarczyło dobre towarzystwo. Niestety te czasy już nie wrócą, ale nie ma co narzekać.
Bardzo często będąc małym chłopcem wypożyczałem filmy z wypożyczalni. Magnetowid był gorący od co raz to nowych kaset. Oglądałem filmy dla dzieci i młodzieży, ale ukradkiem, w tajemnicy przed rodzicami udało się niekiedy przemycić chodliwy tytuł z Jean Claude Va Damme, czy Stevenem Seagalem w rolach głównych. Oglądanie bijatyk z lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku z wypiekami na twarzy, to jedno z przyjemniejszych wspomnień. Pamiętam, że raz w ręce wpadła mi kaseta VHS z filmem Rocky IV, gdzie niezmordowany Rocky Balboa toczy nierówny pojedynek z rywalem ze Związku Radzieckiego Ivanem Drago. Oczywiście ten „Włoski Ogier’ wychodzi zwycięsko z walki.Na mnie ten film zrobił tak ogromne wrażenie, że natychmiast zadbałem o nadrobienie wcześniejszych trzech części. Nawet dziś, kiedy w telewizji leci film o Rockym, z przyjemnością zasiadam przed telewizorem, by po raz setny obejrzeć trening, walkę oraz posłuchać świetnych soundtracków, którymi wypełnione są wszystkie filmy z serii o najbardziej znanym w świecie fikcyjnym bokserze.
Z innych takich trochę bardziej przyziemnych rzeczy to doskonale pamiętam smak gumy „Kaczor Donald”. Dotąd nie spotkałem się z drugim, choćby podobnym. Wisienką na torcie była historyjka obrazkowa, dodawana do każdej gumy. A propos gum do żucia: ile to razy wymienialiśmy się samochodami z gum „Turbo”? Samochody z obrazków były jak z kosmosu, bo na naszych drogach królowały przecież wtedy jeszcze „Duże Fiaty”, „Polonezy”, „Maluchy”.
Pamiętam ogólne zachłyśnięcie się mojego otoczenia Amerykańskim stylem bycia. Razem z rówieśnikami zapuszczaliśmy włosy a la McGyver, nosiliśmy podarte dżinsy i zawiązaną przy pasie koszulę w kratę niczym wokalista Guns n’Roses, czy w walkmanach z kasety audio wybrzmiewały piosenki Bon Jovi.
Oj, piękne to były czasy. Dziś filmy dla dzieci i młodzieży są inne, walkmany dawno już stały się muzealnymi eksponatami, o muzyce Bon Joviego pamiętają nieliczni, a i my – nastolatkowie tamtych lat zmieniliśmy się. I mimo iż mamy już swoje rodziny, dostosowaliśmy się do obecnych czasów, jesteśmy za pan brat z nowinkami technologicznymi, to jeszcze czasami, raz na kilka lat spotykamy się w swoim gronie, wyłączamy komórki, rozpalamy ognisko gdzieś daleko przy rzece i wspominamy jak to było dwadzieścia lat temu. Taka chyba jest kolej rzeczy, że my się starzejemy, ale nasze wspomnienia wciąż pozostają świeże, gdzieś tam w nas głęboko.